piątek, 18 kwietnia 2014

1. Ważyć 56 kg

Niby nie ma wiele do omawiania - chcę schudnąć i tyle. Ale gdyby sprawa była tak prosta, nie trafiłoby to do moich postanowień ;)

Mam 23 lata, 160 cm wzrostu i ważę 68 kg, wskaźnik BMI krzyczy głośno i piskliwie - nadwaga! No i ma rację, oczywiście.

Kulką jestem od kiedy pamiętam; najmłodsze dziecko w rodzinie dokarmiane przez rodziców, siostry, dziadków, ciotki etc. etc. słodyczami, których wysyp na sklepowych półkach notujemy w latach dziewięćdziesiątych. Potem przyszedł czas na pierwsze próby zrzucenia sadełka. Jakich diet to ja nie przerabiałam! Z efektem jojo znamy się jak łyse konie. W zeszłym roku w końcu zmądrzałam i poszłam do dietetyczki, która ułożyła mi świetną dietę, na którą przeszłam razem z siostrą mojego TeŻeta. Zaczęłam chodzić na siłownię naprawdę regularnie. Efekty były super, ważyłam już 63 kg (a startowałam z 72) po ledwo trzech miesiącach odchudzania, a wcale nie chodziłam głodna. Tylko kiedy moja towarzyszka zrezygnowała, okazało się, że ciężko mi tak samej to wszystko gotować i wkradł się leń. Potem byłam w szpitalu na planowanej operacji, przez co w sumie miesiąc leżałam w łóżku rozpieszczana kulinarnie przez moją Mamę, co nie odbiło się dobrze na mojej sylwetce. No i siłownia poszła w odstawkę siłą rzeczy.

Co planuję? Chcę wrócić na zdrową, sytą dietę od dietetyka. Warunki są sprzyjające, bo i moja towarzyszka jest chętna więc będzie z kim dzielić się gotowaniem czy zakupami, a i mój TŻ postanowił zrucić co nieco, chociaż wcale tego nie potrzebuje, więc nie będzie namawiał mnie na pizzę czy ciacho ;) Ponadto jeżeli zdrowie się nie zbuntuje przeciwko mnie, mam zamiar chodzić trzy razy w tygodniu na urządzenie zwane Vacu, czyli bieżnię pod ciśnieniem. Wczoraj byłam pierwszy raz i wrażenia są jak najbardziej pozytywne, trochę boję się tylko problemów ze stawami lub żylakami, które są częstym efektem ubocznym; będę musiała się bacznie obserwować. Po Świętach zważę się i dokładnie zmierzę, bo bardziej wierzę ubywającym centymetrom niż kilogramom.

Ale oczywiście są i czyhające na mnie zagrożenia, a jakże :D Przede wszystkim chodzi o mój tryb pracy. Pracuję połowę dni w miesiącu, za to po 16 godzin dziennie, a zdarzają się nawet zmiany po 24h. Jeżeli nie przygotuję sobie jedzenia dzień wcześniej w domu, to jestem skazana na to, co kupię gotowego w hipermarkecie albo, o zgrozo, w fast foodzie. A kiedy znów jestem w domu, mam pod ręką białe pieczywo, słodycze i inne zakazane rzeczy, które kupuje reszta mojej rodziny, a przecież im tego nie zabronię ;) może poproszę, żeby je gdzieś chowali?

Za osiągnięcie celu mam dla siebie specjalną nagrodę, a jakże :D Chcę zapisać się na pole dance. Dlaczego nie już teraz, od razu? Po pierwsze, mam problemy z kręgosłupem i im mniej będę ważyć tym większa szansa, że dam radę trochę się pobawić z rurą. Po drugie mój TŻ się nie zgadza, ale postanowiłam mu się postawić :P No i dodatkowy wysiłek fizyczny po dobiciu do wymarzonej wagi pomoże mi utrzymać sadełko w ryzach ;)

Będę ważyć się codziennie rano i podawać wagę na blogu razem z relacją z tego, co danego dnia jadłam, a co tydzień będę zamieszczać aktualne wymiary. Trzymajcie kciuki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz