sobota, 6 grudnia 2014

Jak od "czytania internetów" przeszłam do konieczności zmian w moim życiu


Dziś miałam bardzo zły poranek. Zrobiłam wczoraj coś złego, głupiego. Nie, nie coś w stylu zdradzenia TŻeta czy kopnięcia szczeniaczka. Chciałam zrobić komuś dla mnie ważnemu na złość. W ramach źle pojmowanej zemsty. A dziś rano, kiedy się zreflektowałam, okazało się, że nie mogę sama tego odkręcić. Musiałam się przyznać do błędu, zebrać zasłużony opieprz. Do teraz mam wisielczy humor, ale cóż, zasłużyłam sobie na to.

Ale co z tymi internetami? 

Zawsze lubiłam czytać i zawsze poprawiało mi to nastrój. Wskoczyłam pod kołdrę i odpaliłam internet w telefonie. A potem stały zestaw: pudelek, piekielni, yafud. Szybko nadrobiłam wszystkie zaległości, ale wciąż było mi mało. Ostatnio w takich momentach zaglądam do Ani.

Żal mi samej siebie kiedy pomyślę, że w podstawówce i gimnazjum czytałam ambitniejsze rzeczy niż teraz. Że zamieniłam Zbrodnię i karę na pudelka, Faraona na yafuda, Chmielewską i Christie na blogi o kosmetykach. Gdzie się podziała ta ambitna, bystra dziewczynka, którą byłam?

Nie zadałabym sobie tego pytania gdyby nie Ania, u której kiedyś przeczytałam o tym, dlaczego nie powinnam czytać pudelka. I całe mnóstwo innych tekstów, m. in. te, które pokazują jak walczyć z kompleksami. Czytając dziś to wszystko jeszcze raz, zdałam sobie sprawę z kilku rzeczy:

Jestem wredna. Złośliwa. Uszczypliwa. Mściwa. Sarkastyczna. Łaknę wiedzy o tym, że komuś się nie udało, że ktoś ma gorzej, że sławni i bogaci też mają problemy. Niestety, ten jad się we mnie przelewa. Karma is a bitch! Jak mam być szczęśliwa, skoro czyham tylko na nieszczęście innych? Dlaczego podbudowuję swoje ego dogryzając nawet osobom, które lubię, szanuję, kocham? Będę pracować nad sobą i zmienię to, bo za dekadę nikt słowem się do mnie nie odezwie, a winna temu będę tylko i wyłącznie ja sama! Nie, nie chcę zostać samotna i nieszczęśliwa. Nie, nie chcę w żaden sposób krzywdzić innych.


Jestem zakompleksiona. Taka prawda. Przez całe życie walczę z nadwagą. Po moim wypadku doszły do tego jeszcze wciąż postępujące wykrzywianie się pleców i nóg, trudne do ukrycia ubytki w mięśniach, blizny no i oczywiście to, jak kuleję. Wszystko próbuję przykryć płaszczykiem bardzo pewnej siebie dziewczyny, której nie da się przegadać, zawsze uśmiechniętej. Ale czuję, że to bomba zegarowa, która w końcu wybuchnie. Tak się nie da, muszę się w końcu zaakceptować.

Moje życie to kompletny chaos i burdel. W moim domu jest brudno. Mam mnóstwo nieobecności na studiach, nie oddaję prac na czas. Dwa niezaliczone kolokwia z najważniejszego przedmiotu. Nie uczę się systematycznie, ani nie chodzę na siłownię, chociaż zapłaciłam za karnet. Wszystko odkładam na później. Nie panuję nad swoimi finansami, ciągle jestem na minusie. Dlaczego tak jest? Dlaczego w pracy potrafię być świetnie zorganizowana, wszystko robić od razu i na czas? Czemu nie potrafię wziąć się w garść, kiedy chodzi o moje życie? Jestem leniwa. Tylko czy warto marnować swój cenny czas na nierobienie niczego? Czemu nawet otarcie się o śmierć w wieku dziewiętnastu lat nie dało mi do myślenia wcześniej? Czemu potrzebowałam ponad czterech lat, żeby zadać sobie te pytania, które stawiam dzisiaj?





Zmarnowałam tyle czasu. Nic nie osiągnęłam. Żądałam od życia wszystkiego co najlepsze, a sama nic z siebie nie wykrzesałam. Nie da się tylko brać! Nie da się pójść na skróty. Tak jak nie ma magicznych tabletek na odchudzanie, tak nie ma magicznego guziczka, po wciśnięciu którego z nieba spada mi wszystko, co mi się marzy. Zresztą, czy da się być szczęśliwym przez rzeczy, które przyszły ot tak, na które nie pracowaliśmy? Nie da się, bo to tak nie działa.

Najgorsza jest chyba świadomość, że prawie wszystko, czego pragnę, jest w zasięgu moich rąk. Wystarczy tylko po to sięgnąć – czyli na to zapracować. Wprowadzić porządek do swojego życia.


Jakieś trzy lata temu wymarzyłam sobie ładne, długie włosy. I wiecie co? Teraz je mam. Ale nie dlatego, że kupiłam jeden produkt, który zrobił BOOM! i włosy są już piękne. Nie, ja sobie na to zapracowałam. O, czyli jednak się da? Czyli jednak potrafię?




Chcę zamienić otaczające mnie śmieci - śmieciowe żarcie, śmieciowe serwisy internetowe, śmieciowe zainteresowania, śmieciowe rozrywki - na pełnowartościowe. Wrócić do czytania KSIĄŻEK. Zacząć jeść prawdziwe, wartościowe i zdrowe JEDZENIE. Pisać ciekawe, interesujące TEKSTY na bloga i ARTYKUŁY do innych serwisów. Zmienić podejście i cieszyć się z WIEDZY, którą mogę zdobywać. Odzyskać przez SPORT i RUCH tak dużo ZDROWIA jak to tylko możliwe. Cenić i mądrze wydawać PIENIĄDZE, które zarabiam. Czerpać RADOŚĆ z tego, co mam i na co pracuję.


Nie będę czekać do Nowego Roku. Ani do poniedziałku. Ani nawet do jutra. Zaczynam DZIŚ! Właśnie teraz. Ubiorę się, posprzątam, pójdę do sklepu po świeże, smaczne produkty i ugotuję dobry obiad. Pouczę się, zrobię zaległe prace. Zaplanuję jutrzejszy dzień.


Ile razy już prosiłam, żebyście trzymały za mnie kciuki? Jeszcze raz, proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz