sobota, 20 grudnia 2014

Szczęście w nieszczęściu czy nieszczęście w szczęściu?

Prawie za każdym razem, kiedy opowiem komuś, co mi się przytrafiło, słyszę:

To masz szczęście, że w ogóle chodzisz!

Aha. Powinna skakać z radości, że w wieku 19 lat zostałam kaleką tylko częściowo? Zawiodę Cię, nie mogę skakać bo moje kalectwo na to nie pozwala ;)
Nienawidzę tego słyszeć. Mam ochotę wyć i wyrzucić temu komuś w twarz wszystko co myślę, co mnie codziennie dręczy, co mnie boli - fizycznie i psychicznie. Ale zawsze tylko potulnie potakuję, w najlepszym wypadku w ogóle nie komentuję. Bo kiedyś sama bym tak powiedziała. To nie jest wina mojego rozmówcy, że nie wie co to znaczy być na coś chorym i pozbawionym nadziei na poprawę. I oby nigdy, przenigdy się nie dowiedział. Dlatego zaciskam zęby i staram się uśmiechać.

Mam tak naprawdę jedno marzenie: przejść się jeszcze kiedyś w szpilkach. Wielu spośród moich znajomych o tym wie, tylko że większość z nich rozumie to zupełnie na opak. Nie chcę móc chodzić w szpilkach po to, żeby dobrze wyglądać, czy dlatego bo kobieta powinna albo dlatego, że będę się w nich czuć bardziej sexy. Gdyby udało mi się to zrobić, oznaczałoby to, że stał się cud: moje mięśnie zaczęły znów działać, a mi udało się - ciężką pracą - przywrócić je do formy sprzed wypadku. Oznaczałoby to, że znów jestem zdrowa. Oczywiście, że nie usunęłoby to moich blizn, nie wyprostowało skrzywionego kręgosłupa i nóg, ale znów mogłabym pobiec albo stanąć na palcach, a skrzywienia przestałyby postępować. Kiedy sobie pomyślę, że w liceum załatwiłam sobie lewe zwolnienie z wf-u na cały rok szkolny, bo nie chciało mi się ćwiczyć, chce mi się śmiać z samej siebie. Ironia losu, teraz mogę tylko pomarzyć o znienawidzonych biegach na kilometr. Ile ja bym dała żeby znów chodzić na treningi boksu tajskiego, które rzuciłam jakieś dwa miesiące przed wypadkiem, bo przestało mi się chcieć na nie chodzić. Paradoksem tej sytuacji jest to, że gdyby nic mi się nie stało w 2010 roku, dziś pewnie nie pamiętałabym nawet o tym, że kiedyś przez kilkanaście miesięcy trenowałam Muay Thai. 

W mojej poprzedniej pracy większość pracowników była zatrudniona na podstawie zlecenia. Te nieliczne wyjątki z umową o pracę to ludzie z wieloletnim stażem albo - jak ja - ci z orzeczeniem o niepełnosprawności. Kiedyś mój kolega powiedział mi: Ale ci dobrze, masz umowę o pracę. Powiedziałam mu, że bardzo chętnie bym się z nim zamieniła. Kiedy zrozumiał, o czym tak naprawdę rozmawiamy, nie był już taki chętny ;)

Ten tekst nie będzie miał puenty. Trochę chciałam się wyżalić, a trochę liczę na to, że może ktoś to przeczyta i zastanowi się zanim powie: 

To masz prawdziwe szczęście, że stało ci się tylko tyle.

Bo chyba jednak miał prawdziwego pecha, że w ogóle mu się coś stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz